sobota, 31 grudnia 2011

Krótko o mediach

Każdy z nas wie o tym jak nasze "bezstronne" media szkalują patriotów i narodowców, a forują lewaków i komuchów. Dobry przykład tego mieliśmy podczas relacji telewizyjnych z Marszu Niepodległości, gdzie ludzi z marszu nazywano faszystami, a uczestników blokady młodzieżą, która nie godzi się na faszystowski, ksenofobiczny marsz. Czyli ci źli, a tamci bohaterscy i dobrzy. Tą sytuację jednak pominę, ponieważ o tym już chyba wszystko było powiedziane.
Opiszę za to dwie rzeczy, które ostatnio zaobserwowałem.

Świetna okazję by porównać podejście mediów do narodowców, a szeroko pojętej lewicy mieliśmy przy słynnej sprawie oprawy Legii "Dżihad Legia" i odpowiedzi Hapoelu poprzez swoją prezentację, na której widniał sierp i młot.
Na kibiców spod znaku "elki" spadły gromy i kara od UEFA. Telewizja i gazety przez tydzień atakowały fanów i rozpisywały się, jak to na trybunach rządzą antysemici i faszyści. Twierdzono, że kibice psują obraz Polski za granicą.
Po oprawie Hapoelu powinniśmy przygotować się na kolejny zalew newsów. Tym razem o złych komunistach z Izraela.
Nie stało się jednak nic. O promującej zbrodniczy reżim prezentacji Hapoelu próżno szukać wiadomości w mainstreamowych mediach.
Nic. Zresztą UEFA również nie zaprząta tym sobie głowy.

Kolejną moją obserwacją jest przyzwolenie na promocję komunizmu. Ostatnio w programie "Kocham Cię Polsko" jeden z uczestników paradował w koszulce z towarzyszem Mao. Innym razem Agustin Egurolla w programie "Szymon Majewski Show" bez zażenowania opowiadał o swoim podziwie dla zbrodniarza komunistycznego Che Guevary. Wyobraźmy sobie, jaka byłaby reakcja gdyby ktoś w TV paradował sobie z Hitlerem na koszulce lub opowiadał o fascynacji jego osobą. Zostałby zniszczony i zapewne zajęłaby się nim prokuratura.
Propagowanie komunizmu natomiast nie spotyka się z żadną odezwą czy nawet potępieniem. W Polsce oba zbrodnicze systemy polityczne są zakazane, a ich propagowanie podlega karze. Dlaczego więc osoby te dalej mogą cieszyć się sławą i dalej funkcjonować w TV? Nie wiadomo.

Takich przykładów jest jeszcze więcej. Media, które zwą się niezależnymi, wybielają i promują komunizm, a środowiska narodowe sprowadzają do miana "faszystów". Nacjonaliści i prawica spychani są na margines i uważani za największe zło w kraju.
Pamiętajcie, nie dajcie sobą manipulować i sami zadecydujcie, w co wierzycie i co jest dla was najważniejsze.
Królik

piątek, 30 grudnia 2011

Londyn-Olsztyn 2012

Obok stadionu Stomilu wybudowano już aquapark basen olimpijski i wybrano dla niego nazwę. W drodze głosowania zadecydowała większość, która wybrała "Aquasferę". A z racji tego, że większość dobrym gustem nie grzeszy, to mamy, cośmy sobie wybrali.

W ogóle nazwa tego aquaparku basenu olimpijskiego z elementami wypoczynkowymi to jakaś kpina. Autora pomysłu posądzam nieśmiało o nutkę ironii, bo z nowej budowli to ani nie jest "sfera", ani tym bardziej "aqua". Bo ta "aqua" będzie taka sama jak u mnie w kiblu, gdy zaleję go Domestosem. A przecież później do takiej wody nie wchodzę, by w niej popływać.

Do przedstawiania swoich propozycji na nazwę basenu zachęcono internautów, a - jak wiadomo - na ich kreatywność narzekać nie sposób. I tak zamiast "Aquasfery" użytkownicy sieci proponowali "Basen im. Piotra Grzymowicza", "Sadzawkę", "Arbuzowe bajoro" czy "Dziurę bez dna". Taka nazwa na pewno byłaby chwytliwa, nie mniej niż seksafera na ratuszowej wieży czy "Miasto wolne od futbolu". Dlaczego nikt nie odważył się zażartować z nas, mieszkańców Olsztyna po raz kolejny?
***
Olsztyn - miasto pełne jezior. Niektórych już chyba sanepid nie sprawdza, woda w nich jest bardziej słona niż w Bałtyku. Zamiast budować "basen olimpijski" może warto by było zająć się jeziorami?

I jeszcze jedno. Cała Polska buduje stadiony, hotele, boiska treningowe - wszystko z myślą o Euro 2012. Olsztyn zbudował "basen olimpijski". Czy już pomysłodawcy ktoś przetłumaczył, że z Londynu jest trochę za daleko, by pływacy o medale walczyli w Olsztynie?
kom

wtorek, 27 grudnia 2011

"Stomilowcy - kibice sponsora"

W serwisie weszlo.com ukazał się felieton Michała Treli o zespołach piłkarskich, które w swoich nazwach mają odniesienie do sponsora [prześledziłem jego ostatnią twórczość i fetysz nazw klubów jest aż nadto wyeksponowany - przyp.]. Zawsze jest tak, że jeśli po dwóch-trzech akapitach nie spodoba mi się dany tekst, to dalej go nie czytam. Autor jednak w szczególności pisał o Stomilu, więc zmusiłem się i doczytałem do końca. Kiedy jednak postanowiłem wyrazić swoje zdanie, na weszło nie było już ani śladu. Być może ktoś jeszcze raz przeczytał te głupoty i doszedł do wniosku, że takiej grafomanii lepiej nikomu nie pokazywać.

Autor już na wstępie stawia dość kontrowersyjną tezę - kibice Stomilu to kibice sukcesu. W tym miejscu po raz pierwszy zastanowiłem się nad siłami intelektualnymi Michała Treli. Jakie to "sukcesy" odniósł Stomil w swojej historii? Te kilka lat w ogonie pierwszej ligi można uznać za wybitne osiągnięcie? Nie chcę nawet pytać, czym dla "mitrela" są mistrzostwa kraju Legii, Wisły, Ruchu albo Górnika. Czy w ogóle znalazłby słowo, którym byłby w stanie je opisać?

Przez tekst przewija się także pełne niezrozumienie futbolowych realiów. W poprzednim systemie prym wiodły przede wszystkim kluby resortowe i przyzakładłowe, utrzymywane w odmiennie inny sposób niż obecne drużyny. W polskie miasta wrosły zatem kluby takie jak Stilon, Elana czy właśnie Stomil, stając się ich nieodłącznymi częściami. Obecnie dawne zakłady pracy albo podupadły, albo przestały wspierać lokalną piłkę. Zestawienie ww. klubów z Podbeskidziem Bielsko-Biała, zmieniającym nazwę co kilka lat (ze względu na widzimisię sponsora), to nadużycie prowadzące do manipulacji niezorientowanym czytelnikiem.

Od kiedy pamiętam, w Olsztynie zawsze chodzi się "na Stomil". W trzeciej lidze, drugiej, pierwszej... gdy klub upadł, to jednak na stadion ludzie chodzili na Stomil, mimo iż oglądali piłkarzy OKS-u 1945. Kilkudziesięcioletnią tradycję olsztyńskiego klubu można pominąć dla wyciągnięcia "wniosku" - kibice utożsamiają się z nazwą dającą im sukcesy. Tylko że kibice nie chcą identyfikować się z kilkuletnimi tworami jak np.: Groclin, Lukullus Świt, Dospel czy teraz Bogdanka. Sponsorzy przestali się bawić w Romana Abramowicza, a mimo to "właściwe" kluby przetrwały. Tak samo przetrwał Stomil, który dzięki działaniom kibiców, wreszcie się odrodził.

Może teraz Michał Trela zrozumie, o co w tym wszystkim chodzi. A chodzi tylko o tradycję. Tradycję i uczucia, których zwykły konsument sportu nigdy nie zrozumie.

Komentator

środa, 2 listopada 2011

Kilka słów o PZPN-ie

PZPN, PZPN, ilekroć słyszę tę nazwę, to za każdym razem w głowie dudni mi "nieoficjalny hymn kibiców". Z każdym dniem przecież przybywa powodów do takiego wyrażania zdania o związku. Tym razem czerwone macki przypomniały sobie o Olsztynie, gdyż przy okazji meczu z Widzewem można było trochę podreperować stan konta ulubionego stowarzyszenia wszystkich Polaków.

Cóż takiego się stało? Spieszę z wyjaśnieniem - kibice Stomilu brzydko śpiewali. Nie fałszowali co prawda jak Mateusz Krautwurst na gali KSW, tylko brzydko się odzywali do kibiców Widzewa. A tak nie wolno. Akurat tu mamy do czynienia z pierwszą farsą, bo to raczej fałszowanie hymnu narodowego powinno być ścigane z urzędu, a nie drobne utarczki słowne fanów na stadionie. No nic, ta kara dla klubu nauczyła nas sprawiedliwości - nie wolno widzewiaków i mieszkańców Łodzi wyzywać od Żydów, za to nas można od takich, co to stoją pod latarnią. I bynajmniej nie chodzi tu o prostytutki. Za to kary nie ma.

I teraz najlepsze. Karę za zachowanie kibiców dostaje klub. Kowal zawinił, Cygana powiesili. Gdyby w PZPN-ie pracowali normalni ludzie, to by było normalnie. Teraz, jeśli kogoś obrażę, to on składa pozew do sądu i niezależny sędzia rozstrzyga: obraził, to niech przeprasza i płaci; nie obraził, idźcie do domu. Uszczypliwościami wobec kibiców Widzewa urażony został jeden organ PZPN, a drugi wydał decyzję, by klub mu wpłacił tysiące na jego konto. Rewelacja, co? Teraz wyobraźcie sobie, że nazywacie kogoś śmieciem w obecności sędziego sądu X, który wydaje postanowienie, że Wasz pracodawca ma wpłacić na konto sądu 5 tys. zł. Nielogiczne, prawda?

Któż by się jednak spodziewał logiki i sprawiedliwości. Związkowy skarbnik już zaciera rączki na wieść o kolejnym przelewie - będzie co pić na kolejnym zjeździe delegatów. Bo na zakąskę to chyba nie wystarczy.

kom

czwartek, 6 października 2011

Bez napinki 8: 700 000 zł różnicy

Wreszcie po raz kolejny wróciły piękne chwile. Mecz z Widzewem przypomniał mi czasy pierwszej ligi i kompletu na trybunach. Tylko że tym razem zamiast 16 tysięcy zmieściło się ledwie 4.
***
Pod ręką mam ciekawe statystyki. Naszej drużynie sędziowie dotychczas w tym sezonie podyktowali pięć rzutów karnych, a aż cztery po faulach na Łukaszu Suchockim. Napastnik Stomilu był faulowany w meczach z ŁKS-em Łomża, Sokołem Sokółka, Resovią i KSZO.
***
Pojedynek z Widzewem można by przyrównać do Wigilii Bożego Narodzenia, a późniejszy z KSZO do zwykłego niedzielnego obiadku. Na Wigilii zwykle zjawiają się wujkowie i ciocie, dalsze kuzynostwo, których nie widzieliśmy od poprzednich Świąt. Tydzień później na niedzielnym obiadku przy stole siedzi już najbliższe grono. I tak samo było z chwilowym wzrostem frekwencji na jeden mecz. Niektórzy "fanatycy" poprzednio byli chyba równo rok wcześniej na meczu z Ruchem.
***
Niech mi jeszcze ktoś powie, gdzie podziewają się Eduardo i Stepan Hakobjan. Brazylijczyk nie przeszedł testów w Polonii Leszno, cokolwiek to jest, a o obrońcy z Armenii słuch zaginął. Jak widać na ich talencie poznali się tylko w Olsztynie, ale potem poszli po rozum do głowy i bez obcokrajowców zajmujemy pozycję wicelidera.
***
Dymisji prezesa Andrzeja Bogusza podczas walnego zebrania członków klubu spodziewałem się od jakichś trzech miesięcy. W ogóle mnie ta decyzja nie zaskoczyła, zaskoczyła mnie jednak reakcja kibiców, piłkarzy i dziennikarzy, którzy nie spodziewali się takiego zakończenia. Prezes Bogusz od miesięcy dopominał się o spotkanie, miejskie pieniądze i osobę z ratusza, która weszłaby do zarządu klubu. Z czasem zmienił swój front i przebąkiwał między wierszami o swojej dymisji, do której odpowiednim momentem było walne zebranie zaplanowane na dzień po meczu z Widzewem. Samej rezygnacji z prezesury nie będę oceniał, ale postawienie pod ściąną miasta i zagranie va banque chyba się opłaciło. Być może to jedyny sposób na rozmowy z miastem - stawiamy wszystko na jedną kartę i albo się ugną, albo będzie na nich.
***
W artykule Piotra Gajewskiego na stronie dwadozera.pl można było przeczytać dwie sprzeczne ze sobą wypowiedzi dotyczące - oczywiście - pieniędzy. Najpierw były (?) prezes Andrzej Bogusz powiedział, że miasto wspomogło klub 100 tys. zł, na co Prezydent Miasta Olsztyna Piotr Grzymowicz odpowiedział, że OKS otrzymał 800 tys. Ktoś celowo kłamie albo w najlepszym wypadku mija się z prawdą. A ta i tak przecież wyjdzie na jaw, tylko trochę będziemy musieli na nią poczekać.
***
Co roku przypada rocznica 17 września, więc na kilka dni przed w PZPN-nie panuje biała gorączka. Kibice Lechii Gdańsk wywiecili transparent z napisem "17.09.1939 - czwarty rozbiór Polski" wraz z przekreślonym sierpem i młotem. Poniżej praktycznie niewidoczny tekst "Better dead than red". Do niego przyczepił się więc delegat Kazimierz Oleszek, żądając jego zdjęcia. Retoryka, którą się posłużył, z nóg nie zwala. "BDTR" Oleszek najpierw przełożył na polski, więc "Lepszy martwy niż czerwony". Dla Oleszka może i mogłoby to być obraźliwe (można by podciągnąć pod nawoływanie do przestępstwa), jeśliby się tylko przyznał do swych sympatii politycznych. Oleszek jednak poszedł w inną stronę - po tłumaczeniu z angielskiego na polski, postanowił przetłumaczyć tę sentencję na niemiecki. "Lieber tot als rot" - brzmi złowrogo, a jeszcze bardziej, gdy Oleszek uświadomił mnie, że tak powiedział Joseph Goebbels. Od tamtej pory się nie odzywam, kto wie, czy nie poleciałbym frywolnie jakimś Hitlerem na przykład.
***
Walczyć o transparent z napisem "Chwała bohaterom Września" musieli kibice GKS-u Bełchatów. Jak widać promowanie patriotyzmu, uczczenie osób jak najbardziej na to zasługujących, którzy poświęcili swe życia i lata młodości, by walczyć o wolność Ojczyzny, jest dzisiaj zabronione. Kibice musieli wyrywać transparent z rąk ochroniarzy, na szczęście skutecznie. Jak widać dzisiejszy patriotyzm i pamięć o ludziach walczących za Ojczyznę, którzy poświęcili swe życia i lata młodości, niektóre środowiska bardzo mocno uwiera.
***
Po wydarzeniach w Zielonej Górze zacząłem się zastanawiać, co musiałby zrobić funkcjonariusz Policji, żeby został skazanym. Zabójstwo popełnione w niebieskim mundurze na pijanym kibicu to przecież nic takiego. Taki policjant to w przypadku popełnienia ciężkiego (!) przestępstwa ma idealnie - nie musi nawet wynajmować adwokata, bo obroni go prokurator. Farsa.
Komentator

niedziela, 25 września 2011

Nie ma co ukrywać

Nie ma co ukrywać, że po wygranym meczu z Puszczą Niepołomice w każdym z nas – w mniejszym bądź większym stopniu – ponownie rozbudziły się myśli o awansie na zaplecze ekstraklasy jeszcze w tym sezonie. Dość optymistyczne myśli chodziły po mojej głowie, już nawet zdążyłem się rozmarzyć i wyobrazić, jak to w następnym sezonie Stomil walczy z pierwszoligowymi drużynami, a piłka nożna w Olsztynie stanie na nogi. Wszystkie te emocje i wizje bardzo szybko zmył zimny piątkowy prysznic. Wszyscy kibice obawiali się pojedynku z „Piwoszami”, którzy są liderem naszej tabeli i słusznie, bo zamiast wrócić z jednym lub trzema punktami, wróciliśmy bez punktów. Ale chyba nie to jest najstraszniejsze, tylko ilość bramek, które zafundowali nam gospodarze, a było ich zdecydowanie za dużo. Czy nie za wcześnie pojawiły się myśli o awansie? Czy mecz z Okocimskim to bolesna lekcja, która zaprocentuje w przyszłości? Czy rzeczywiście jesteśmy w stanie awansować już w tym sezonie? Wiele innych jeszcze pytań można zadać sobie po ostatnim meczu, który trochę ugasił optymizm olsztyńskich kibiców. Jednak nie zapominajmy, że to dopiero początek sezonu, a przed nami jeszcze wiele meczów, więc teoretycznie wszystko może się zdarzyć. Chyba nie pozostaje nam więc nic innego, jak czekać i obserwować poczynania naszej drużyny.

Tyle tu mówię o pesymizmie, jaki nasycił nas w piątek, jednak nastrój od razu się poprawia na myśl o pucharowym meczu, do którego pozostało już niewiele czasu. Nie trzeba być ekspertem, żeby stwierdzić, że tak atrakcyjnego przedsięwzięcia nie mogliśmy doświadczyć na Piłsudskiego już bardzo długo. Rywal z dawnych lat, którego przedstawiać nie musimy, zajmuje bardzo dobrą lokatę w najwyższej klasie rozgrywkowej Polski, a już 28 września zmierzy się z piłkarzami Stomilu. Patrząc na niektóre wyniki tej rundy Pucharu Polski możemy spodziewać się wszystkiego. Jednak ostatnimi czasy nauczyłem się, aby nie wybiegać za daleko w przyszłość i zachować trzeźwy umysł, bo całkiem łatwo można się później nieprzyjemnie rozczarować.

Przy okazji środowego wydarzenia, to zastanawiam się, gdzie byli ci „wierni kibice”, którzy nie raczyli przyjść na mecz z Pelikanem Łowicz, a z kolei obecni będą na meczu z Widzewem. Z jednej strony bardzo się cieszę ze świetnie zapowiadającej się frekwencji, a z drugiej strony martwi mnie, gdy widzę ilu jest tych prawdziwych kibiców, których widać niemalże na każdym meczu. Szczerze mówiąc irytują mnie tacy ludzie, którzy przychodzą na Piłsudskiego ze względu na przeciwnika, na którego przy okazji można zwyczajnie pobluzgać, a nie z tego względu, że gra Duma Warmii. Wydaję mi się, że na mecze przychodzi się, aby dopingować swoją drużynę, pomóc jej w walce o wygraną. Cóż, najwidoczniej nie wszyscy mają do tego takie podejście, jak ja.

espewu 

sobota, 24 września 2011

Bez napinki 7: Reprezentacja obcokrajowców

Po meczu z Resovią stadion opuszczałem zażenowany. W ogóle nie ucieszyło mnie zwycięstwo w ostatniej minucie po wymuszonym karnym. Co naiwniejsi mogą się cieszyć z błędu Tobiasza Tobiańskiego, ale... co by było, gdyby arbiter zauważył nurkowanie Suchockiego, który po raz kolejny w polu karnym wolał się położyć niż strzelać na bramkę? Ja wiem: "sędzia chuj!" i oszust w dodatku, który zabrał nam dwa punkty. Trochę żałuję tego karnego, bo daje to Suchockiemu pewne przyzwolenie na przewracanie się o własne nogi w polu karnym. Inaczej może by się chwilę nad sobą zastanowił.
***
Naprawdę możemy być zadowoleni z początku sezonu naszych ulubieńców. Równo przed rokiem w tym samym momencie uzbierali oni ledwie osiem punktów, co obecnie przy dwudziestu oczkach jest wynikiem naprawdę mizernym. I nie ma co się przejmować porażką z Okocimskim Brzesko, wszyscy zdajemy sobie przecież sprawę, że wiosną z tej drużyny jakimś dziwnym trafem zejdzie powietrze.
***
Jestem przeciwnikiem podwyżki cen biletów. Jakiejkolwiek, a w szczególności tej "na lepszego rywala". Metoda na Żilinę, której działacze przy okazji meczów z Chelsea i Marsylią w Lidze Mistrzów wymienili całą widownię, wiernych kibiców zastępując tzw. jednomeczowcami, ma najwidoczniej zwolenników także w Olsztynie. Choć z drugiej strony dobrze się stało, że przyjeżdża tylko Widzew, to stać nas jeszcze na wejściówki.
Żeby jednak nikt nie zarzucał mi bezpodstawnej krytyki, postanowiłem nieco przysiąść nad problemem i znaleźć optymalne rozwiązanie.
Zmienne ceny biletów byłyby jak najbardziej do zaakceptowania, gdyby np. koszty wejściówek uzależniać od klasy rywala. I tak, drożej zapłacilibyśmy za oglądanie Resovii czy Motoru, ale mniej za Pelikana czy Garbarnię.
Jednakże jeśli przed rundą jesienną zdecydowano się na stałe ceny biletów, to za podwyżkę na Widzew chciałoby się otrzymać coś w zamian. 15 złotych to i tak nie jest jakoś niesamowicie drogo jak dla wyposzczonych kibiców, którzy drużynę z Ekstraklasy mogą obejrzeć raz na rok.
I tu moje rozwiązanie: uważam, że cena wejściówki na mecz z Widzewem mogłaby wynosić 17 zł. Tak, wiem, co myślicie. To przecież jeszcze drożej, ale pisałem także o otrzymaniu czegoś w zamian. Z 17 peelenów ucieszyłby się zarząd - to na pewno. Jednak można by sprzedawać te bilety w pakiecie Widzew + KSZO za 24 złote. Kibic-fanatyk, chodzący na każde spotkanie, ucieszyłby się z tego, że bilet na mecz z RTS-em ma w cenie spotkania np. z Wisłą Puławy czy Pogonią Siedlce. Taki stomilowiec, który stadion odwiedza raz na rok, zaoszczędziłby piątaka na meczu z KSZO. Wystarczająco na darmowy catering w postaci tłustej kiełbasy z grilla.
Podsumowując, straciłby tylko ten, kto przyszedłby wyłącznie na Widzew. Dzięki podobnemu zabiegowi może frekwencja na ligowych meczach nieco by drgnęła. Z badań ekonomistów (proszę patrzeć na to z przymrużeniem oka) wynika, że przy zależności między ceną biletu a frekwencją na meczu, klub zarabia najwięcej, gdy stadion jest wypełniony w 80-90%. Z punktu widzenia ekonomisty zarząd Stomilu powinien dążyć do tego, by na stadion przychodziło regularnie co najmniej 2400 osób. Jak duża będzie rozbieżność między frekwencją na Widzewie a na KSZO? Przekonamy się za tydzień.
***
Nie mniej niż na mecz z Widzewem czekam na walne zebranie klubu i przełom w kwestii zmiany nazwy na Stomil Olsztyn. Bo jak nie teraz to kiedy?! - chciałoby się zawyć jak Szaranowicz przed skokiem Małysza.
***
Byłem ostatnio na meczu dziewczyn z OKS Stomil, które przejechały się po Atomówkach Korsze 7:1. I niech żałują ci, którym nie chciało się przyjechać na Dajtki, bo było co oglądać. Szczególne wrażenie zrobiły na mnie dwa piękne gole za kołnierz bramkarce gości i zaangażowanie zawodniczek OKS-u. Widać było chęć zwycięstwa i - jeśli tak dalej pójdzie - drzwi do II ligi staną przed olsztyniankami otworem.
***
Mecz ligi kobiecej był o wiele mniej szarpany niż w wykonaniu mężczyzn. Na dużą pochwałę zasłużył sędzia główny, który w całym spotkaniu gwizdnął może ze cztery razy. I dobrze, bo to nie osobnik z gwizdkiem głównym aktorem widowiska, z czego wielu sędziów chyba nie zdaje sobie sprawy.
***
Antoni Piechniczek, nie bacząc na prawo Unii Europejskiej, chciał przeforsować w Polsce pomysł wystawiania w pierwszych jedenastkach co najmniej sześciu Polaków i najwyżej pięciu obcokrajowców. System ten w skrócie nazywa się 6+5. Oczywiście i tak wszyscy mają to w dupie... choć nie. Udało się! Jeden trener się posłuchał i tę regułę wprowadzi w życie! Franciszek Smuda w reprezentacji Polski.
***
Donald Tusk i jego rząd mają genialny pomysł na zwiększenie frekwencji na polskich stadionach. Z niektórych wypowiedzi da się zrozumieć, że im więcej zakazów stadionowych, tym więcej osób będzie chodziło na mecze (bo będzie bezpieczniej). W Kielcach służby mundurowe z prokuraturą i sądami do spółki dają zakazy na prawo i lewo jak Bułgarki przy "siódemce". Dzięki nadgorliwości panów z wąsem lidera Ekstraklasy ogląda po dwa, a nawet cztery tysiące mniej osób niż równo rok temu. Nie nazwałbym tego "wzrostem frekwencji", ale myślę, że dzielni PR-owcy rządu poradziliby sobie nawet i z takim wyzwaniem.
***
Oglądałem zatrzymanie kibica Ruchu Chorzów podejrzanego o wzięcie udziału w zamieszkach podczas Wielkich Derbów Śląska w 2009 r. Niby normalna sprawa, nic zaskakującego, ale... tym razem, by podkreślić wagę przestępstwa, pokazano materiały znalezione w pokoju zatrzymanego. Z przerażeniem patrzyłem na cały arsenał "kibolstwa" tego młodzieńca: dwa szaliki, dwie koszulki (niezwiązane z kibicowaniem), zegar w barwach klubowych, proporczyk i kilkadziesiąt wlepek. Potem odwróciłem głowę od monitora, rozejrzałem się po pokoju i... stwierdziłem, że też chyba jestem stadionowym bandytą. Bandziorem nawet! Na szczęście drzwi mam nieco mocniejsze, więc sforsowanie ich o 6 rano będzie stanowiło nie lada problem. Policjanci kręcą chyba nowe odcinki MTV Cribs, mam tylko nadzieję, że nie będę niezapowiedzianym gospodarzem.
Komentator
Polubcie nas na Facebooku, a będziecie na bieżąco informowani o kolejnych częściach "Bez napinki" oraz felietonach ukazujących się w tym miejscu. Ponadto część komentarzy będzie publikowana wyłącznie na Facebooku.

piątek, 12 sierpnia 2011

Bez napinki 6: Nadrabiamy zaległości

Nadrabiamy zaległości spowodowane przeniesieniem się w zupełne inne miejsce. Liczby odwiedzin pokażą, czy rzeczywiście się za nami stęskniliście, czy nie. Na razie na pierwszy ogień idzie stara, odgrzebana gdzieś w czeluściach mojego komputera i zakamarkach Internetu szósta część "Bez napinki". Aktualności raczej nie uświadczycie, jednak na pewno nie pożałujecie, jeśli przeczytacie. Przed Wami to, co najlepsze:

WSTĘP
Cykl "Bez napinki" nie ma jakichś specjalnych ram, brakuje żelaznej konwencji. Oprócz układania komentarzy tematycznie nie ma żadnej stałej zasady. Dlatego dziś rozpoczynamy wstępem, który - jak niemal każde wprowadzenie - z kapci Was nie wyrzuci, jednak przygotuje do tego, co najlepsze.
W poniższej odsłonie również nie zabraknie krytykowania postawy rządu. Na szczęście jeszcze do nas nie zapukali o szóstej rano smutni panowie w czarnych mundurach, choć mogliście mieć powody do takiego myślenia, gdyż "Bez napinki" nie ukazało się przez długi czas. Zatem korzystamy z możliwości, bo kto wie, co przyniesie jutro.
Od poprzedniej części bacznie obserwowaliśmy sytuację piłkarską i polityczną ws. "kiboli" w Polsce. Uśmiechamy się przez łzy, gdyż mimo kilku negatywnych komentarzy, nasze słowa pod adresem ludzi u władzy stały się prorocze. Nagonka na środowisko kibicowskie osiągnęła apogeum. Cieszymy się, że poprzednia część "Bez napinki" wywołała wśród Was sporo emocji i doprowadziła do ożywionej dyskusji, ponieważ - jak zapowiadaliśmy w pierwszej części - nasze poglądy miały powodować u Was wypieki na twarzy. Niektórzy to się nawet zagotowali. I bardzo dobrze.
Chyba straciliśmy jednego czytelnika, przynajmniej tak się zarzekał, że już więcej "Bez napinki" nie poczyta. Trudno, nam nie jest przykro, bo być nie może, co zresztą pokazały statystyki odwiedzin - ostatnia, najbardziej kontrowersyjna część okazała się dwukrotnie popularniejsza od poprzedniej.
***
Stomil w porę wziął się za testowanie potencjalnych wzmocnień. W zeszłym sezonie zabrakło czasu, a transferowe niewypały okazały się dobrą nauczką na przyszłość. Szkoda tylko, że kosztowną.
***
Dziwię się pewnym notorycznym działaniom, które z piłkarzy OKS-u robią gwiazdy lub na taki nieadekwadny do umiejętności poziom ich wynoszą. W Olsztynie mogą grać co najwyżej dobrzy piłkarze, solidni ligowcy. W trzeciej lidze przebłyski zdarzają się każdemu, ale gwiazdy nie grają przecież na tak niskim szczeblu. Nadanie takiego statusu zawodnikowi tylko go krzywdzi. Kibice oczekują od niego za wiele, a gdy i tak tych oczekiwań spełnić nie jest w stanie, wtedy zaczynają się dość niepochlebne uwagi i dosadne komentarze.
Dwa lata temu za gwiazdę uchodził nigdzie indziej niechciany Zbigniew Małkowski, którego klops z Wieliczką i interwencja z gracją paralityka w 95. minucie meczu ze Startem Otwock wydatnie przyczyniły się do niewywalczenia awansu latem 2009 roku.
W minionym sezonie sprowadzono nam dwie gwiazdy, transferowe bomby, które okazały się niewypałami.
Pierwsza to Eduardo. Kibice po raz pierwszy od prawie 10 lat mogli zobaczyć ciemnoskórego piłkarza w biało-niebieskich barwach, do tego z Brazylii. Niektórym to chyba przysłoniło chłodne myślenie i jak jeszcze zeszłoroczną wrześniową podnietę jestem w stanie zrozumieć, to już tej wiosennej w ogóle. A już hitem nie do przebicia była dla mnie zapowiedź jego wejścia na 10 minut szaleńczym rykiem spikera do mikrofonu: "Eeeeeduardooooo!!!".
Drugiej nie trzeba przedstawiać, bo lepiej niż dyrektorowi Andrzejowi Królikowskiemu nikomu nie wyjdzie. Do czego nadawał się Stepan Hakobjan, to my wszyscy wiemy. A właściwie to nawet tego nie wiemy, bo do grania w piłkę to raczej nie (przerosła go IV liga). Każdy ma w sobie jakiś ukryty talent, może Hakobjan byłby świetnym sprzedawcą dywanów? Kto wie. Za to dyrektor Królikowski zebrał cenne doświadczenie, by nie chwalić zawodnika, zanim się go zobaczy. Na żywo oczywiście.
***
W II lidze wschodniej sytuacja z awansem rozegrała się dopiero w ostatniej kolejce. Drużyny z czołówki solidarnie oddawały punkty zespołom walczącym o utrzymanie albo grającym o pietruszkę. Tu niestety nie popisali się gracze Okocimskiego KS Brzesko, którzy na finiszu po prostu dali dupy; w pięciu ostatnich meczach ugrali ledwie pięć oczek. "Kandydaci do awansu" punkty tracili z najsłabszymi drużynami w II lidze: z Puszczą Niepołomice, Pelikanem Łowicz, Ruchem Wysokie Mazowieckie czy Startem Otwock. Można tylko się domyślać tak nagłego spadku formy, zwolennicy teorii spiskowych swoje już na pewno ułożyli.
***
Ja jestem jednym z takich zwolenników i uważam, że w polskim sporcie awansować do wyższej ligi najbardziej nie opłaca się... piłkarzom. Przyjdą nowi, lepsi, a nas odeślą na ławkę rezerwowych czy do innego klubu. A tak - pieniądze płyną pokaźnym strumieniem i wszystkim w to graj. Utrzymanie statusu quo to cel setek kopaczy. Takich sportowcami nie nazwę.
***
Kolejnym ciekawym przypadkiem, skutkiem niezwykłego burdelu w polskiej piłce, jest brak drużyny, która awansowała z III ligi podlasko-warmińsko-mazurskiej. Olimpia Zambrów postanowiła się wycofać z II ligi po wywalczeniu do niej awansu, a drugi Huragan Morąg... nie był w ogóle przygotowany na taki obrót sprawy (czyli na możliwy awans). Nie mieści mi się w głowie, dlaczego działacze morąskiej drużyny, lidera po rundzie jesiennej, nie spodziewali się awansu. Chyba żyją w swoim świecie. Ostatecznie miejsce ekip z Podlasia czy Warmii i Mazur zajął Motor Lublin.
***
Z II ligi postanowiły też zrezygnować zespoły Ruchu Wysokie Mazowieckie i GLKS-u Nadarzyn. Dzięki temu i niechęci awansu ekip z Zambrowa i Morąga (o czym wyżej), utrzymały się trzy najsłabsze ekipy. Dobrze, że Start Otwock i Puszcza Niepołomice zdobyły po 24 i 26 punktów, bo w rozgrywkach II ligi do utrzymania wystarczyło okrągłe 0 punktów. Takie rzeczy to tylko w Polsce.
***
Oglądam mecze Ekstraklasy bez dopingu od czasu protestu kibiców i... polska liga jest nie do zniesienia. Nawet nie trzeba jej uprzykrzać trąbkami czy gwizdkami, po prostu nie da się tego oglądać w ciszy. Telewizja transmitująca mecze musi się sporo nagimnastykować, żeby wszystko jakoś wyglądało. Ostatnio w Białymstoku, żeby nie pokazywać zamkniętych przez wojewodę trybun, ustawiono kamery po drugiej stronie niż zazwyczaj. Zapewne dla efektu wizualnego.
***
Do Polski wraca Emmanuel Olisadebe ze swoimi 40-letnimi kolanami. Jeszcze nie zdążył prosto kopnąć piłki, a już nie może chodzić.
***
Franciszek Smuda specjalnie poleciał do Kanady obejrzeć Niagarę. Mimo długiej i męczącej podróży, ostatecznie selekcjonerowi kadry nie udało się dotrzeć do celu wycieczki aż za ocean. Prawdopodobnie Smuda śmiertelnie obraził się na Niagarę jak na Boruca czy Żewłakowa i Niagary do swojej kadry nie powoła.
***
Powoła za to Niemca, byłego reprezentanta tamtejszej młodzieżówki, Eugena Polanskiego. Pomocnik FSV Mainz jeszcze rok temu o grze w biało-czerwonych barwach nawet nie myślał. Mówił zresztą, że jest Niemcem i z Polską go nic nie łączy. Co sprawiło, że nagle pokochał nadwiślański kraj? Odpowiedź jest prosta: Euro 2012 i brak szans na grę w kadrze Niemiec.
***
Grzegorz Lato swoimi ostatnimi poczynaniami rozłożył mnie na łopatki. Nie żebym od razu leżał na podłodze z niedowierzania - co to, to nie. Po prostu sposób zakończenia zakazu wyjazdowego dla kibiców klubów II ligi i jego argumentacja trochę mnie zdziwiły. Napisałbym, że nawet zszokowały, ale z każdym dniem mojego życia coraz więcej sytuacji odbieram bez zaskoczenia. W każdym razie prezes PZPN-u stwierdził, że nie zamierza uginać się przed MSWiA i zamykać sektorów gości, bo to nie rozwiąże problemu "kibolstwa". Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że niecałe dwa miesiące wcześniej te sektory na wniosek rządu zamknął Grzegorz Lato.
***
Tyle się mówi o tym, że kibice nie stosują się do Ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych, ale... warto by się przyjrzeć tej ustawie dokładniej, bo ona także nakłada obowiązki m.in. na pracowników służby porządkowej. I tak art. 21 ust. 1 i 2 wyraźnie określa, że "członkowie służby porządkowej i służby informacyjnej obowiązani są do noszenia w widocznym miejscu identyfikatora wydanego przez organizatora". Oczywiście pytanie retoryczne rzucone w przestrzeń: ile razy widzieliście takiego przedstawiciela z identyfikatorem? Ja zwracam uwagę na to od bodajże dwóch lat i przypominam sobie dwa takie mecze, z czego tylko jeden w Olsztynie. Jak to się teraz mówi, ochroniarz nie ma identyfikatora od organizatora - wina kibola...
***
Przypomniał mi się program Tomasza Lisa, którego głównym tematem byli kibice. Pomijam już fakt, że jak zwykle proporcje w składzie gości są niewyrównane, a dodatkowo dziennikarz lubi przerywać lub wtrącać się w słowo tym, z którymi się nie zgadza. Ale ad rem - zaproszono tam dziennikarza Gazety Wyborczej Rafała Steca, który przypomniał spektakularny sukces warszawskiej policji, czyli zatrzymanie 741 kibiców Legii udających się na derby. Natychmiast zrobił minę zbitego psa, oznajmiając, że kibice na mecz szli z kastetami, miotaczami gazu i ochraniaczami na zęby. Niestety, funkcjonariusze policji, gromadząc materiał dowodowy, znaleźli tylko jeden widelec.
***
Miałem przyjemność obejrzeć film pt. "Kibol", dodatek dołączony do Gazety Polskiej. O czym film jest, nie trzeba pisać - tytuł wyjaśnia wiele. Mnie jednak zaciekawiła wypowiedź jednego matoła w garniturze, który stwierdził mniej więcej coś takiego, że trzeba zamknąć stadiony, aby przychodziło na nie więcej osób. Genialne w swej prostocie. (tu miała być jakaś pointa, ale nie potrafię znaleźć słów, by obśmiać totalną głupotę)
***
Donald Tusk i jego koledzy z rządu uspokajali zaniepokojonych Polaków - Euro się odbędzie, a drobne opóźnienia nie zakłócą przebiegu imprezy. Na każdym kroku powtarzali także, że ze stadionami nie ma w ogóle problemów, już przecież stoją. Tak, oczywiście. W Gdańsku odwołują mecze i inne imprezy, bo stadion jest niebezpieczny i dla piłkarzy, i dla widowni; w Poznaniu kilkunastominutowy deszcz zalał stadionowe pomieszczenia, a w Warszawie zaś trzeba będzie przebudowywać schody. Na razie jest cicho o wrocławskiej budowli, ale - mogę się założyć z pierwszym nierozsądnym śmiałkiem o piątaka - niejeden jeszcze budowlany bubel we Wrocławiu wyjdzie na jaw.
***
PO na swoje listy wyborcze bierze kogo popadnie, byle tylko ten ktoś miał znane nazwisko. Z Pomorza kandyduje więc Leszek Blanik, mistrz olimpijski. Do tej pory szanowałem go za godne reprezentowanie Polski, jednak... Jak to zwykle bywa, gdy diabeł mnie podkusi i przełączę na TVN24, to akurat coś się tam dzieje. Pewnego smutnego poranka przed kamerą próbował lansować się tenże Blanik. Zapytano go jednak, czy zamykanie stadionów przez premiera, to dobry sposób na walkę z chuliganami. Co odpowiedział były lekkoatleta? Po krótkim bełkocie i zamyśleniu, wybrnął - przyznam - dość nieoczekiwanie. Powiedział, że w jego dyscyplinie publiczność zachowuje się odpowiednio, a kibice piłkarscy powinni brać z niej przykład. Tylko że skok przez kozła przez grzeczność w Polsce ogląda chyba tylko rodzina Blanika.
 Komentator

Bez napinki - reaktywacja!

W nowym miejscu, trochę ubogim w bajery i technologie, ale przecież nie to się liczy, powraca cykl publicystyczny "Bez napinki". Założeniem BN było przecież to, by przyciągać Was słowem, a nie obrazkami czy kolorowymi literkami. Liczę więc na to, że wybaczycie surowy wygląd i wrócicie tu jeszcze nieraz, by przeczytać, co mamy do napisania.
Komentator
PS Podzielcie się także linkiem z zainteresowanymi znajomymi, niech też wiedzą, co w trawie piszczy.