sobota, 31 grudnia 2011

Krótko o mediach

Każdy z nas wie o tym jak nasze "bezstronne" media szkalują patriotów i narodowców, a forują lewaków i komuchów. Dobry przykład tego mieliśmy podczas relacji telewizyjnych z Marszu Niepodległości, gdzie ludzi z marszu nazywano faszystami, a uczestników blokady młodzieżą, która nie godzi się na faszystowski, ksenofobiczny marsz. Czyli ci źli, a tamci bohaterscy i dobrzy. Tą sytuację jednak pominę, ponieważ o tym już chyba wszystko było powiedziane.
Opiszę za to dwie rzeczy, które ostatnio zaobserwowałem.

Świetna okazję by porównać podejście mediów do narodowców, a szeroko pojętej lewicy mieliśmy przy słynnej sprawie oprawy Legii "Dżihad Legia" i odpowiedzi Hapoelu poprzez swoją prezentację, na której widniał sierp i młot.
Na kibiców spod znaku "elki" spadły gromy i kara od UEFA. Telewizja i gazety przez tydzień atakowały fanów i rozpisywały się, jak to na trybunach rządzą antysemici i faszyści. Twierdzono, że kibice psują obraz Polski za granicą.
Po oprawie Hapoelu powinniśmy przygotować się na kolejny zalew newsów. Tym razem o złych komunistach z Izraela.
Nie stało się jednak nic. O promującej zbrodniczy reżim prezentacji Hapoelu próżno szukać wiadomości w mainstreamowych mediach.
Nic. Zresztą UEFA również nie zaprząta tym sobie głowy.

Kolejną moją obserwacją jest przyzwolenie na promocję komunizmu. Ostatnio w programie "Kocham Cię Polsko" jeden z uczestników paradował w koszulce z towarzyszem Mao. Innym razem Agustin Egurolla w programie "Szymon Majewski Show" bez zażenowania opowiadał o swoim podziwie dla zbrodniarza komunistycznego Che Guevary. Wyobraźmy sobie, jaka byłaby reakcja gdyby ktoś w TV paradował sobie z Hitlerem na koszulce lub opowiadał o fascynacji jego osobą. Zostałby zniszczony i zapewne zajęłaby się nim prokuratura.
Propagowanie komunizmu natomiast nie spotyka się z żadną odezwą czy nawet potępieniem. W Polsce oba zbrodnicze systemy polityczne są zakazane, a ich propagowanie podlega karze. Dlaczego więc osoby te dalej mogą cieszyć się sławą i dalej funkcjonować w TV? Nie wiadomo.

Takich przykładów jest jeszcze więcej. Media, które zwą się niezależnymi, wybielają i promują komunizm, a środowiska narodowe sprowadzają do miana "faszystów". Nacjonaliści i prawica spychani są na margines i uważani za największe zło w kraju.
Pamiętajcie, nie dajcie sobą manipulować i sami zadecydujcie, w co wierzycie i co jest dla was najważniejsze.
Królik

piątek, 30 grudnia 2011

Londyn-Olsztyn 2012

Obok stadionu Stomilu wybudowano już aquapark basen olimpijski i wybrano dla niego nazwę. W drodze głosowania zadecydowała większość, która wybrała "Aquasferę". A z racji tego, że większość dobrym gustem nie grzeszy, to mamy, cośmy sobie wybrali.

W ogóle nazwa tego aquaparku basenu olimpijskiego z elementami wypoczynkowymi to jakaś kpina. Autora pomysłu posądzam nieśmiało o nutkę ironii, bo z nowej budowli to ani nie jest "sfera", ani tym bardziej "aqua". Bo ta "aqua" będzie taka sama jak u mnie w kiblu, gdy zaleję go Domestosem. A przecież później do takiej wody nie wchodzę, by w niej popływać.

Do przedstawiania swoich propozycji na nazwę basenu zachęcono internautów, a - jak wiadomo - na ich kreatywność narzekać nie sposób. I tak zamiast "Aquasfery" użytkownicy sieci proponowali "Basen im. Piotra Grzymowicza", "Sadzawkę", "Arbuzowe bajoro" czy "Dziurę bez dna". Taka nazwa na pewno byłaby chwytliwa, nie mniej niż seksafera na ratuszowej wieży czy "Miasto wolne od futbolu". Dlaczego nikt nie odważył się zażartować z nas, mieszkańców Olsztyna po raz kolejny?
***
Olsztyn - miasto pełne jezior. Niektórych już chyba sanepid nie sprawdza, woda w nich jest bardziej słona niż w Bałtyku. Zamiast budować "basen olimpijski" może warto by było zająć się jeziorami?

I jeszcze jedno. Cała Polska buduje stadiony, hotele, boiska treningowe - wszystko z myślą o Euro 2012. Olsztyn zbudował "basen olimpijski". Czy już pomysłodawcy ktoś przetłumaczył, że z Londynu jest trochę za daleko, by pływacy o medale walczyli w Olsztynie?
kom

wtorek, 27 grudnia 2011

"Stomilowcy - kibice sponsora"

W serwisie weszlo.com ukazał się felieton Michała Treli o zespołach piłkarskich, które w swoich nazwach mają odniesienie do sponsora [prześledziłem jego ostatnią twórczość i fetysz nazw klubów jest aż nadto wyeksponowany - przyp.]. Zawsze jest tak, że jeśli po dwóch-trzech akapitach nie spodoba mi się dany tekst, to dalej go nie czytam. Autor jednak w szczególności pisał o Stomilu, więc zmusiłem się i doczytałem do końca. Kiedy jednak postanowiłem wyrazić swoje zdanie, na weszło nie było już ani śladu. Być może ktoś jeszcze raz przeczytał te głupoty i doszedł do wniosku, że takiej grafomanii lepiej nikomu nie pokazywać.

Autor już na wstępie stawia dość kontrowersyjną tezę - kibice Stomilu to kibice sukcesu. W tym miejscu po raz pierwszy zastanowiłem się nad siłami intelektualnymi Michała Treli. Jakie to "sukcesy" odniósł Stomil w swojej historii? Te kilka lat w ogonie pierwszej ligi można uznać za wybitne osiągnięcie? Nie chcę nawet pytać, czym dla "mitrela" są mistrzostwa kraju Legii, Wisły, Ruchu albo Górnika. Czy w ogóle znalazłby słowo, którym byłby w stanie je opisać?

Przez tekst przewija się także pełne niezrozumienie futbolowych realiów. W poprzednim systemie prym wiodły przede wszystkim kluby resortowe i przyzakładłowe, utrzymywane w odmiennie inny sposób niż obecne drużyny. W polskie miasta wrosły zatem kluby takie jak Stilon, Elana czy właśnie Stomil, stając się ich nieodłącznymi częściami. Obecnie dawne zakłady pracy albo podupadły, albo przestały wspierać lokalną piłkę. Zestawienie ww. klubów z Podbeskidziem Bielsko-Biała, zmieniającym nazwę co kilka lat (ze względu na widzimisię sponsora), to nadużycie prowadzące do manipulacji niezorientowanym czytelnikiem.

Od kiedy pamiętam, w Olsztynie zawsze chodzi się "na Stomil". W trzeciej lidze, drugiej, pierwszej... gdy klub upadł, to jednak na stadion ludzie chodzili na Stomil, mimo iż oglądali piłkarzy OKS-u 1945. Kilkudziesięcioletnią tradycję olsztyńskiego klubu można pominąć dla wyciągnięcia "wniosku" - kibice utożsamiają się z nazwą dającą im sukcesy. Tylko że kibice nie chcą identyfikować się z kilkuletnimi tworami jak np.: Groclin, Lukullus Świt, Dospel czy teraz Bogdanka. Sponsorzy przestali się bawić w Romana Abramowicza, a mimo to "właściwe" kluby przetrwały. Tak samo przetrwał Stomil, który dzięki działaniom kibiców, wreszcie się odrodził.

Może teraz Michał Trela zrozumie, o co w tym wszystkim chodzi. A chodzi tylko o tradycję. Tradycję i uczucia, których zwykły konsument sportu nigdy nie zrozumie.

Komentator