piątek, 12 sierpnia 2011

Bez napinki 6: Nadrabiamy zaległości

Nadrabiamy zaległości spowodowane przeniesieniem się w zupełne inne miejsce. Liczby odwiedzin pokażą, czy rzeczywiście się za nami stęskniliście, czy nie. Na razie na pierwszy ogień idzie stara, odgrzebana gdzieś w czeluściach mojego komputera i zakamarkach Internetu szósta część "Bez napinki". Aktualności raczej nie uświadczycie, jednak na pewno nie pożałujecie, jeśli przeczytacie. Przed Wami to, co najlepsze:

WSTĘP
Cykl "Bez napinki" nie ma jakichś specjalnych ram, brakuje żelaznej konwencji. Oprócz układania komentarzy tematycznie nie ma żadnej stałej zasady. Dlatego dziś rozpoczynamy wstępem, który - jak niemal każde wprowadzenie - z kapci Was nie wyrzuci, jednak przygotuje do tego, co najlepsze.
W poniższej odsłonie również nie zabraknie krytykowania postawy rządu. Na szczęście jeszcze do nas nie zapukali o szóstej rano smutni panowie w czarnych mundurach, choć mogliście mieć powody do takiego myślenia, gdyż "Bez napinki" nie ukazało się przez długi czas. Zatem korzystamy z możliwości, bo kto wie, co przyniesie jutro.
Od poprzedniej części bacznie obserwowaliśmy sytuację piłkarską i polityczną ws. "kiboli" w Polsce. Uśmiechamy się przez łzy, gdyż mimo kilku negatywnych komentarzy, nasze słowa pod adresem ludzi u władzy stały się prorocze. Nagonka na środowisko kibicowskie osiągnęła apogeum. Cieszymy się, że poprzednia część "Bez napinki" wywołała wśród Was sporo emocji i doprowadziła do ożywionej dyskusji, ponieważ - jak zapowiadaliśmy w pierwszej części - nasze poglądy miały powodować u Was wypieki na twarzy. Niektórzy to się nawet zagotowali. I bardzo dobrze.
Chyba straciliśmy jednego czytelnika, przynajmniej tak się zarzekał, że już więcej "Bez napinki" nie poczyta. Trudno, nam nie jest przykro, bo być nie może, co zresztą pokazały statystyki odwiedzin - ostatnia, najbardziej kontrowersyjna część okazała się dwukrotnie popularniejsza od poprzedniej.
***
Stomil w porę wziął się za testowanie potencjalnych wzmocnień. W zeszłym sezonie zabrakło czasu, a transferowe niewypały okazały się dobrą nauczką na przyszłość. Szkoda tylko, że kosztowną.
***
Dziwię się pewnym notorycznym działaniom, które z piłkarzy OKS-u robią gwiazdy lub na taki nieadekwadny do umiejętności poziom ich wynoszą. W Olsztynie mogą grać co najwyżej dobrzy piłkarze, solidni ligowcy. W trzeciej lidze przebłyski zdarzają się każdemu, ale gwiazdy nie grają przecież na tak niskim szczeblu. Nadanie takiego statusu zawodnikowi tylko go krzywdzi. Kibice oczekują od niego za wiele, a gdy i tak tych oczekiwań spełnić nie jest w stanie, wtedy zaczynają się dość niepochlebne uwagi i dosadne komentarze.
Dwa lata temu za gwiazdę uchodził nigdzie indziej niechciany Zbigniew Małkowski, którego klops z Wieliczką i interwencja z gracją paralityka w 95. minucie meczu ze Startem Otwock wydatnie przyczyniły się do niewywalczenia awansu latem 2009 roku.
W minionym sezonie sprowadzono nam dwie gwiazdy, transferowe bomby, które okazały się niewypałami.
Pierwsza to Eduardo. Kibice po raz pierwszy od prawie 10 lat mogli zobaczyć ciemnoskórego piłkarza w biało-niebieskich barwach, do tego z Brazylii. Niektórym to chyba przysłoniło chłodne myślenie i jak jeszcze zeszłoroczną wrześniową podnietę jestem w stanie zrozumieć, to już tej wiosennej w ogóle. A już hitem nie do przebicia była dla mnie zapowiedź jego wejścia na 10 minut szaleńczym rykiem spikera do mikrofonu: "Eeeeeduardooooo!!!".
Drugiej nie trzeba przedstawiać, bo lepiej niż dyrektorowi Andrzejowi Królikowskiemu nikomu nie wyjdzie. Do czego nadawał się Stepan Hakobjan, to my wszyscy wiemy. A właściwie to nawet tego nie wiemy, bo do grania w piłkę to raczej nie (przerosła go IV liga). Każdy ma w sobie jakiś ukryty talent, może Hakobjan byłby świetnym sprzedawcą dywanów? Kto wie. Za to dyrektor Królikowski zebrał cenne doświadczenie, by nie chwalić zawodnika, zanim się go zobaczy. Na żywo oczywiście.
***
W II lidze wschodniej sytuacja z awansem rozegrała się dopiero w ostatniej kolejce. Drużyny z czołówki solidarnie oddawały punkty zespołom walczącym o utrzymanie albo grającym o pietruszkę. Tu niestety nie popisali się gracze Okocimskiego KS Brzesko, którzy na finiszu po prostu dali dupy; w pięciu ostatnich meczach ugrali ledwie pięć oczek. "Kandydaci do awansu" punkty tracili z najsłabszymi drużynami w II lidze: z Puszczą Niepołomice, Pelikanem Łowicz, Ruchem Wysokie Mazowieckie czy Startem Otwock. Można tylko się domyślać tak nagłego spadku formy, zwolennicy teorii spiskowych swoje już na pewno ułożyli.
***
Ja jestem jednym z takich zwolenników i uważam, że w polskim sporcie awansować do wyższej ligi najbardziej nie opłaca się... piłkarzom. Przyjdą nowi, lepsi, a nas odeślą na ławkę rezerwowych czy do innego klubu. A tak - pieniądze płyną pokaźnym strumieniem i wszystkim w to graj. Utrzymanie statusu quo to cel setek kopaczy. Takich sportowcami nie nazwę.
***
Kolejnym ciekawym przypadkiem, skutkiem niezwykłego burdelu w polskiej piłce, jest brak drużyny, która awansowała z III ligi podlasko-warmińsko-mazurskiej. Olimpia Zambrów postanowiła się wycofać z II ligi po wywalczeniu do niej awansu, a drugi Huragan Morąg... nie był w ogóle przygotowany na taki obrót sprawy (czyli na możliwy awans). Nie mieści mi się w głowie, dlaczego działacze morąskiej drużyny, lidera po rundzie jesiennej, nie spodziewali się awansu. Chyba żyją w swoim świecie. Ostatecznie miejsce ekip z Podlasia czy Warmii i Mazur zajął Motor Lublin.
***
Z II ligi postanowiły też zrezygnować zespoły Ruchu Wysokie Mazowieckie i GLKS-u Nadarzyn. Dzięki temu i niechęci awansu ekip z Zambrowa i Morąga (o czym wyżej), utrzymały się trzy najsłabsze ekipy. Dobrze, że Start Otwock i Puszcza Niepołomice zdobyły po 24 i 26 punktów, bo w rozgrywkach II ligi do utrzymania wystarczyło okrągłe 0 punktów. Takie rzeczy to tylko w Polsce.
***
Oglądam mecze Ekstraklasy bez dopingu od czasu protestu kibiców i... polska liga jest nie do zniesienia. Nawet nie trzeba jej uprzykrzać trąbkami czy gwizdkami, po prostu nie da się tego oglądać w ciszy. Telewizja transmitująca mecze musi się sporo nagimnastykować, żeby wszystko jakoś wyglądało. Ostatnio w Białymstoku, żeby nie pokazywać zamkniętych przez wojewodę trybun, ustawiono kamery po drugiej stronie niż zazwyczaj. Zapewne dla efektu wizualnego.
***
Do Polski wraca Emmanuel Olisadebe ze swoimi 40-letnimi kolanami. Jeszcze nie zdążył prosto kopnąć piłki, a już nie może chodzić.
***
Franciszek Smuda specjalnie poleciał do Kanady obejrzeć Niagarę. Mimo długiej i męczącej podróży, ostatecznie selekcjonerowi kadry nie udało się dotrzeć do celu wycieczki aż za ocean. Prawdopodobnie Smuda śmiertelnie obraził się na Niagarę jak na Boruca czy Żewłakowa i Niagary do swojej kadry nie powoła.
***
Powoła za to Niemca, byłego reprezentanta tamtejszej młodzieżówki, Eugena Polanskiego. Pomocnik FSV Mainz jeszcze rok temu o grze w biało-czerwonych barwach nawet nie myślał. Mówił zresztą, że jest Niemcem i z Polską go nic nie łączy. Co sprawiło, że nagle pokochał nadwiślański kraj? Odpowiedź jest prosta: Euro 2012 i brak szans na grę w kadrze Niemiec.
***
Grzegorz Lato swoimi ostatnimi poczynaniami rozłożył mnie na łopatki. Nie żebym od razu leżał na podłodze z niedowierzania - co to, to nie. Po prostu sposób zakończenia zakazu wyjazdowego dla kibiców klubów II ligi i jego argumentacja trochę mnie zdziwiły. Napisałbym, że nawet zszokowały, ale z każdym dniem mojego życia coraz więcej sytuacji odbieram bez zaskoczenia. W każdym razie prezes PZPN-u stwierdził, że nie zamierza uginać się przed MSWiA i zamykać sektorów gości, bo to nie rozwiąże problemu "kibolstwa". Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że niecałe dwa miesiące wcześniej te sektory na wniosek rządu zamknął Grzegorz Lato.
***
Tyle się mówi o tym, że kibice nie stosują się do Ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych, ale... warto by się przyjrzeć tej ustawie dokładniej, bo ona także nakłada obowiązki m.in. na pracowników służby porządkowej. I tak art. 21 ust. 1 i 2 wyraźnie określa, że "członkowie służby porządkowej i służby informacyjnej obowiązani są do noszenia w widocznym miejscu identyfikatora wydanego przez organizatora". Oczywiście pytanie retoryczne rzucone w przestrzeń: ile razy widzieliście takiego przedstawiciela z identyfikatorem? Ja zwracam uwagę na to od bodajże dwóch lat i przypominam sobie dwa takie mecze, z czego tylko jeden w Olsztynie. Jak to się teraz mówi, ochroniarz nie ma identyfikatora od organizatora - wina kibola...
***
Przypomniał mi się program Tomasza Lisa, którego głównym tematem byli kibice. Pomijam już fakt, że jak zwykle proporcje w składzie gości są niewyrównane, a dodatkowo dziennikarz lubi przerywać lub wtrącać się w słowo tym, z którymi się nie zgadza. Ale ad rem - zaproszono tam dziennikarza Gazety Wyborczej Rafała Steca, który przypomniał spektakularny sukces warszawskiej policji, czyli zatrzymanie 741 kibiców Legii udających się na derby. Natychmiast zrobił minę zbitego psa, oznajmiając, że kibice na mecz szli z kastetami, miotaczami gazu i ochraniaczami na zęby. Niestety, funkcjonariusze policji, gromadząc materiał dowodowy, znaleźli tylko jeden widelec.
***
Miałem przyjemność obejrzeć film pt. "Kibol", dodatek dołączony do Gazety Polskiej. O czym film jest, nie trzeba pisać - tytuł wyjaśnia wiele. Mnie jednak zaciekawiła wypowiedź jednego matoła w garniturze, który stwierdził mniej więcej coś takiego, że trzeba zamknąć stadiony, aby przychodziło na nie więcej osób. Genialne w swej prostocie. (tu miała być jakaś pointa, ale nie potrafię znaleźć słów, by obśmiać totalną głupotę)
***
Donald Tusk i jego koledzy z rządu uspokajali zaniepokojonych Polaków - Euro się odbędzie, a drobne opóźnienia nie zakłócą przebiegu imprezy. Na każdym kroku powtarzali także, że ze stadionami nie ma w ogóle problemów, już przecież stoją. Tak, oczywiście. W Gdańsku odwołują mecze i inne imprezy, bo stadion jest niebezpieczny i dla piłkarzy, i dla widowni; w Poznaniu kilkunastominutowy deszcz zalał stadionowe pomieszczenia, a w Warszawie zaś trzeba będzie przebudowywać schody. Na razie jest cicho o wrocławskiej budowli, ale - mogę się założyć z pierwszym nierozsądnym śmiałkiem o piątaka - niejeden jeszcze budowlany bubel we Wrocławiu wyjdzie na jaw.
***
PO na swoje listy wyborcze bierze kogo popadnie, byle tylko ten ktoś miał znane nazwisko. Z Pomorza kandyduje więc Leszek Blanik, mistrz olimpijski. Do tej pory szanowałem go za godne reprezentowanie Polski, jednak... Jak to zwykle bywa, gdy diabeł mnie podkusi i przełączę na TVN24, to akurat coś się tam dzieje. Pewnego smutnego poranka przed kamerą próbował lansować się tenże Blanik. Zapytano go jednak, czy zamykanie stadionów przez premiera, to dobry sposób na walkę z chuliganami. Co odpowiedział były lekkoatleta? Po krótkim bełkocie i zamyśleniu, wybrnął - przyznam - dość nieoczekiwanie. Powiedział, że w jego dyscyplinie publiczność zachowuje się odpowiednio, a kibice piłkarscy powinni brać z niej przykład. Tylko że skok przez kozła przez grzeczność w Polsce ogląda chyba tylko rodzina Blanika.
 Komentator

Bez napinki - reaktywacja!

W nowym miejscu, trochę ubogim w bajery i technologie, ale przecież nie to się liczy, powraca cykl publicystyczny "Bez napinki". Założeniem BN było przecież to, by przyciągać Was słowem, a nie obrazkami czy kolorowymi literkami. Liczę więc na to, że wybaczycie surowy wygląd i wrócicie tu jeszcze nieraz, by przeczytać, co mamy do napisania.
Komentator
PS Podzielcie się także linkiem z zainteresowanymi znajomymi, niech też wiedzą, co w trawie piszczy.